Cztery drużyny, dwa finały, jeden kraj


Proszę, jak dobrze mi poszło.
Wspomniałam o historii i historyczne mecze, gole i wyniki się posypały. Tottenham poszedł w ślady Liverpoolu. Do przerwy tracił 0:3 do rewelacyjnego Ajaxu i wydawało się, że niewiele się tu zmieni. Ajax już był w ogródku, już witał się z gąską... Jednak londyńczycy wykonali woltę w stylu Liverpoolu. Lucas Moura zdobył hat-tricka. Ostatniego gola – tego na wagę awansu – strzelił w 96 minucie! Może i Liverpool jest w tej chwili lepszą drużyną, ale jeśli chodzi o dramatyzm ostatnich sekund gry, zwycięstwo trzeba jednak przyznać Tottenhamowi.
Wciąż mam przed oczami zawodników Ajaxu leżących na boisku, jakby ściętych z nóg. W rozpaczy. Niektórzy płakali.
Dwumecz skończył się remisem 3:3. Tottenham wszedł do finału, bo wszystkie trzy gole strzelił na wyjeździe.

W czwartek Arsenal i Chelsea walczyły o finał Europa League. Arsenal wyłamał się z dramatyzmu ostatnich dni, gładko pokonując Valencię 4:2 (w dwumeczu 7:3).
Chelsea... cóż... była dość beznadziejna, co jest raczej regułą niż wyjątkiem w tym sezonie. O pierwszej połowie ewentualnie można powiedzieć, że była w miarę przyzwoita. Za to druga połowa i dogrywka, moim zdaniem, wołały o pomstę do nieba. Bo oczywiście nie mogło obejść się bez dogrywki, skoro oba mecze skończyły się identycznym remisem 1:1.
Ostateczne rozstrzygnięcie przyniosły rzuty karne. Pierwsza spudłowała oczywiście... Chelsea 😉. Później jednak Kepa Arrizabalaga obronił dwa karne z rzędu, a Hazard przypieczętował zwycięstwo idealnym golem.
Chelsea zameldowała się w europejskich finałach, pokonując Eintracht Frankfurt. Czy zasłużenie? Powiedziałabym, że to dyskusyjna kwestia.

Teraz pozostaje już tylko oczekiwać na finały: Champions League w Madrycie i Europa League w... Baku.
To Baku to już jednak zupełnie inna historia. Dość interesująca historia. Obiecuję opowiedzieć przy następnej okazji.


photo: cartilagefreecaptain.sbnation.com

Komentarze