No, idealnie nie jest. Ale i tak będziemy tęsknić.
Skończone.
Przynajmniej na kilka miesięcy.
Bo to jeszcze jakieś ostatnie puchary, ostatnie
play-offy. Bo transfery, nowi trenerzy, ploteczki...
Ale Premier League, jako taka, na kilka miesięcy bierze
sobie wolne.
Niby emocje mieliśmy zapewnione do ostatniego meczu, a
jednak skończyło się... przewidywalnie? Ja spodziewałam się wygranej City przez
cały sezon. I, mimo że zasadniczo ich lubię, wolałabym inne zakończenie.
Bo mam już dość słuchania jak genialną drużyną jest
Manchester City.
Bo wolę emocjonalnego Kloppa niż Guardiolę (który może
także jest emocjonalny, ale jakoś bardziej wewnętrznie i mniej pozytywnie).
Bo City coraz bardziej przypomina mi korporację, której
głównym zadaniem jest „robienie” pieniędzy niż drużynę piłkarską.
Ale pewnie, jak to ja, po prostu się czepiam.
Z ostatniej kolejki zapadł mi w pamięć jeszcze jedno: spotkanie
Manchesteru United i Cardiff.
0:2.
W ostatnim meczu sezonu.
Na własnym boisku.
Rozpad i dezintegracja.
I to z Cardiff. Pechowym Cardiff, które właśnie spada z
Premier League. Cardiff, które tragicznie straciło Emiliano Salę. Cardiff,
które pewnie jako klub jest warte mniej niż Pogba w pojedynkę.
Czekamy na ostatnią drużynę, która dołączy do PL w
nadchodzącym sezonie. Dziś West Brom gra z Aston Villą, jutro Derby County z
Leeds United. Mam wrażenie, że ostatecznie wszystko rozstrzygnie się między
Aston Villą a Leeds. Ja osobiście mam co prawda słabość do Derby, co pewnie
należy łączyć z moją słabością do Franka Lamparda 😉, trenera Derby, a wcześniej zawodnika Chelsea. Z tym, że
patrząc obiektywnie, to jeszcze chyba nie ich czas.
photo: premierleague.com
Komentarze
Prześlij komentarz