Soap opera





W niedzielę emocje w Premier League były już sporo mniejsze. Czemu się jednak dziwić, skoro wszyscy „Duzi Chłopcy” (czyli największe angielskie kluby) grali w sobotę. Skoki adrenaliny przeżywali jedynie kibice Cardiff i Burnley. Obie drużyny w dole tabeli, obie BARDZO potrzebują punktów, należało więc spodziewać się zaciętego spotkania.
          No i było zacięte, choć niekoniecznie piękne. Zwłaszcza pierwsza połowa. Druga – lepsza. I pechowa dla Cardiff. Nie byli gorsi – przynajmniej według mnie – a jednak przegrali. Cóż, bywa. Jeden z bolesnych uroków futbolu.
          Poniedziałek to także dalszy ciąg sagi „Manchester United – Jose Mourinho”. Nie, żeby działo się coś nowego, ale spekulacjom, dywagacjom i przewidywaniom nie ma końca. Kto odejdzie. Kiedy odejdzie. Czy w ogóle odejdzie. A może jednak się dogadają? Może osiągną bolesny i kruchy konsensus?
          Szczerze? Nie mam pojęcia. Jednak nie bardzo wierzę w bajkowe zakończenie: „A później żyli długo i szczęśliwie”. Poza tym pamiętam niemal identyczną historię sprzed kilku lat. Interesujące, że i tam w roli głównej występował Mourinho. Tyle tylko, że zamiast Manchesteru mieliśmy Chelsea.
          Tam władze klubu w końcu pozbyły się Jose (nie, że jakoś tak ostatecznie; po prostu powiedzieli mu „Do widzenia”, wręczając jednocześnie bardzo godną odprawę). Zadziwiające, że piłkarze jakoś tak od razu, następnego dnia, odzyskali umiejętności gry w piłkę, a nawet wygrywania meczy.
          Podejrzewam, że i w Man United skończy się podobnie. Jose wyląduje z sowitą odprawą, za to bez pracy, a piłkarze zaczną grać.
          W końcu łatwiej wymienić jednego trenera niż sporą część drużyny piłkarskich gwiazd. Łatwiej i taniej – dodajmy.

https://www.theguardian.com/football/2018/oct/01/jose-mourinho-manchester-united-players-care-more-than-others-valencia-champions-league

Komentarze